Przez ostatnie kilka lat wczesna wiosna mnie nie rozpieszczała. Wiele rezerwacji przepadało mi ze względu na przedłużającą się zimę i lód pokrywający zbiorniki wodne. Tymbardziej wczesno kwietniowy wyjazd nad Jezero Katlov był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, podobnie jak wyniki jakie udało mi się tam osiągnąć. 

Ale od początku. Łowienie w tym miejscu wcale nie jest tak proste jakby się mogło wydawać. Przede wszystkim z powodu konieczności przeprawienia się na stanowisko. Przyjeżdżasz samochodem pod przystań, wypakowujesz sprzęt i zapasy, odjeżdżasz samochodem na parking. Teraz wszystki swoje rzeczy pakujesz do udostępnionej dla Ciebie łódki, przepływasz na stanowisko, wypakowujesz się na brzeg i… dopiero możesz się rozłożyć. Brzmi banalnie. Ale jest naprawdę męczące kiedy wybierasz się na dłuższą zasiadkę. Ja spędziłem tam tylko trzy doby, czego bardzo żałuję. Tygodniówki nad tym łowiskiem powinny być normą.
Stanowiska są cudowne! Wystarczająco obszerne dla dwóch osób. W większości ukryte wśród drzew. Wysunięte lekko w wodę co daje szeroki wgląd w sytuację na łowisku. Jest tutaj kilka wysp, mnóstwo podwodnych górek i wzniesień. I co najważniejsze pełno pięknych pełnołuskich karpi. Które kiedy już wkręciły się w żerowanie brały bardzo regularnie. W trzy doby udało mi się położyć na macie kilkanaście ryb w przedziale od 13 do 22 kilogramów. Jak dla mnie w pierwszych dniach kwietnia wynik wręcz nie do uwierzenia! Wisienką na torcie była moja nowa pełnołuska życiówka o wadze 22,2 kg. 
 
Nie wszystkie łowiska o których krążą w sieci same najlepsze opinie rzeczywiście na nie zasługują. Jednak Katlov jest jedną z tych wód które spełniają wszystkie pokładane w niej nadzieje. Zdecydowanie polecam!